Autor

Wyświetl wszystkie
David H. Roper

David H. Roper

Twoje ulubione danie? – Pizza.

Twoje ulubione zajęcie? – Zawsze było to wędkowanie, a teraz przypuszczam, że czytanie

Twój ulubiony pisarz? – C. S. Lewis i Peter Kreeft.

Artykuły David H. Roper

Nauka pokory

Dzień, w którym miałem wygłosić wykład w seminarium z okazji jego jubileuszu, był dla mnie najbardziej upokarzającym doświadczeniem w życiu. Podszedłem do pulpitu z notatkami w ręku i spojrzawszy na ogromny tłum, w pierwszym rzędzie zauważyłem wybitnych i szacownych profesorów odzianych w togi. Czułem, że tracę zmysły, a moje usta całkiem wyschły. Z trudem skleciłem kilka zdań, a potem zacząłem improwizować. Ponieważ pogubiłem się w moich notatkach, zacząłem gorączkowo przewracać kartki, wypełniając czas paplaniną, która wprawiła słuchaczy w zakłopotanie. Z trudem dotarłem do końca, po czym wróciłem zażenowany na swoje miejsce i wlepiłem wzrok w podłogę. Myślałem, że umrę.

Tańcząc przed Panem

Kilka lat temu odwiedziliśmy wraz z Carolyn pewien nieduży kościół. Podczas nabożeństwa zauważyliśmy, że jedna z kobiet zaczęła w uniesieniu tańczyć między rzędami. Po niedługim czasie dołączyli do niej inni. Carolyn i ja spojrzeliśmy wymownie na siebie, rozumiejąc się bez słowa: „To nie dla nas!” Oboje wywodzimy się z tradycji kościelnej, wykorzystującej poważną liturgię. Ta więc, którą teraz obserwowaliśmy, była stanowczo poza naszą strefą komfortu.

Powolutku!

Gdy byłem młody, ścinałem wraz z ojcem drzewa, a potem ciąłem je na kawałki obustronną, ręczną piłą. Miałem dużo energii i próbowałem wkładać w to dużo siły. Wówczas mój ojciec mówił: „Powolutku. Niech sama piła wykona robotę”.

Niedoszły drwal

Pewnego roku, gdy studiowałem na uniwersytecie, zajmowałem się rąbaniem, składowaniem, sprzedażą i dostawą drzewa na opał. Była to ciężka praca. Potrafię więc współczuć pechowemu drwalowi w historii z II Księgi Królewskiej.

Rycząca mysz

Kilka lat temu wybrałem się z moimi synami na kilka dni pod namiot w dzikim terenie. Był to rejon zamieszkiwany przez niedźwiedzie grizzly. Zaopatrzyliśmy się więc w odstraszający spray, nasz obóz utrzymywaliśmy w czystości i nie spodziewaliśmy się żadnych kontaktów ze zwierzętami.

Stary gliniany garnek

Na przestrzeni wielu lat zgromadziłem dużo glinianych garnków. Mój ulubiony sięga czasów Abrahama. To chyba jedyny przedmiot w naszym domu, który jest starszy niż ja! Wygląda nie najlepiej—jest popękany, wyszczerbiony, w dodatku wymaga dobrego szorowania. Zachowałem go jednak, bo ilekroć na niego spojrzę, uświadamiam sobie, że jestem jedynie człowiekiem zrobionym z prochu ziemi. Choć w konstrukcji delikatny i słaby, noszę w sobie niezmiernie cenny skarb—Jezusa.

Zaplanowany brak

Po wschodniej stronie Jerozolimy mieści się naturalne źródło. W starożytności było to jedyne ujęcie wody w mieście i znajdowało się poza jego murami. Stanowiło ono najbardziej zagrożony punkt Jerozolimy. Ponieważ nie był on chroniony, miasto, pod innymi względami nie do zdobycia, musiałoby się poddać, gdyby najeźdźca zmienił bieg źródła lub je zatamował.

Nieuczęszczana droga

Ludzie pytają mnie, czy mam pięcioletni plan. Jak jednak mogę planować drogę, którą nigdy przedtem nie szedłem?

Tutaj jest ślisko!

Wiele lat temu, gdy uczyłem się jeździć na nartach, zjeżdżałem łagodnym stokiem za synem Joshem. Wpatrując się w niego nie zauważyłem, że skręcił, by jechać po najbardziej stromym zboczu góry. Zacząłem pędzić w dół, tracąc nad sobą kontrolę, i w końcu upadłem na ziemię.

Bochenki i ryby

Pewien mały chłopiec, wracając z kościoła, powiedział bardzo podekscytowany, że lekcja szkoły niedzielnej dotyczyła innego chłopca, który „przez cały dzień obijał się i łowił ryby”. Miał oczywiście na myśli chłopca, który ofiarował Jezusowi swój prowiant, złożony z chleba i ryb.

Grając z radością

Jeden z naszych synów, Brian, jest szkolnym trenerem koszykówki. Pewnego roku, gdy jego drużyna z meczu na mecz awansowała coraz wyżej w mistrzostwach stanu Waszyngton, życzliwi jej ludzie w mieście pytali: „Czy zamierzacie zdobyć w tym roku pierwsze miejsce?” Zarówno zawodnicy, jak i trenerzy odczuwali wywieraną na nich presję. Brian ułożył więc hasło przewodnie: „Grajmy z radością!”

Przyjdź i weź!

Gdy wyjrzałem zza ogrodzenia naszego podwórka, zobaczyłem ludzi biegających i spacerujących ścieżką wokół parku za naszym domem. Kiedyś, gdy byłem silniejszy, czyniłem to samo—pomyślałem. Ogarnął mnie żal.